środa, 28 października 2015

[Z życia chlewika] Nowa świnka w domu, czyli relacja z łączenia

Jeśli ktoś z Was śledzi mojego fanpiga na Fejsiku, to wie, że w sobotę przybyła do nas nowa lokatorka. Lokatorka na razie mieści się w dłoni, ma miesiąc a jej futerko jest delikatne jak jedwab. Poznajcie Skuld.

Skuld została adoptowana ze SPŚM (i pewnie w którejś z kolejnych notek opiszę procedurę adopcyjną - to naprawdę nie boli). Urodziła się już w domu tymczasowym - jej mama została oddana przez kogoś, komu świnki jakoś tak się za mocno rozmnożyły. Jest u nas dopiero kilka dni, więc niewiele mogę powiedzieć o jej charakterze - jak to maluch jest żywotna, ciekawska i zadziwiająco proludzka i proświnkowa. Jak już trochę u nas pomieszka, to napiszę o niej więcej w zakładce "Moje świnki".

Przynieść do domu nową świnkę to nie problem - problemem może być reakcja dotychczasowych lokatorek na taką niespodziankę. Niestety, Appa i Momo nie należą do stworzeń szczególnie towarzyskich, więc trochę martwiłam się, jak zareagują na małą. Jeszcze w obecności dotychczasowej opiekunki Skuld spróbowałyśmy zapoznać nową z rezydentkami. Do tego celu wybrałam Momo, bo dotychczas była mniej agresywna i mniej histeryczna od Appy, więc doszłam do wniosku, że bardziej się nadaje. Niestety, to był błąd. Momo, jak tylko zidentyfikowała Skuld jako świnkę morską, zaczęła ją wściekle ganiać i podgryzać po zadku i głowie. Mała aż zaczęła piszczeć. Po tym pokazie agresji (i zgodnie z radą dotychczasowej opiekunki), postanowiłam, że Skuld spędzi noc w osobnej klatce, żeby jej zapach dotarł do moich świnek i się z nim oswoiły. Łączenie właściwe zaplanowałam na poniedziałek.

Tu mały disclaimer. Spotkanie z Momo niestety odbiło się na zdrowiu Skuld - starsza koleżanka dziabnęła ją w oko, które spuchło i zaczęło ropieć. Dlatego w poniedziałek odwiedziliśmy weta, który przepisał krople z antybiotykiem, do podawania trzy razy dziennie przez tydzień. Mała już tego nienawidzi, ale oko wygląda znacznie lepiej.

W niedzielę spróbowaliśmy jeszcze zapoznać Skuld z Appą. Trochę się tego bałam, bo przecież spokojniejsza Momo zareagowała dość agresywnie, a co dopiero nasza znerwicowana księżna. Puściliśmy więc z pewną obawą Appę na kocyk i dodaliśmy do niej Skuld. I... nic. Appa obwąchała małą, dwa razy szczypnęła ją w zadek a później olała sprawę. Pozwoliła nawet przejść sobie po głowie. Najwyraźniej uznała, że taki mały glut nie stanowi zagrożenia dla jej ukochanej władzy.

Szczypu, szczypu.
(widać chore oczko Skuld)
W poniedziałek Luby zaczął łączenie - oczyścił i zabezpieczył przedpokój oraz przygotował talerz smakowitości. Po czym wypuścił wszystkie trzy damy. A ponieważ damy nie zwęszyły talerza (chyba ze zdumienia), to wsadził im w niego pyszczki. I już - tak sobie razem zgodnie jadły:

Talerz pokoju.
 Od lewej: Appa, Momo i Skuld
Żeby nie było za wesoło, było też trochę ganiania i szczypanek, głównie w wykonaniu Momo:


Ale o dziwo, kiedy robiło się nieprzyjemnie, przybiegała Appa, żeby bronić małej. Chyba się polubiły, bo przyłapaliśmy ją na tuleniu się do Skuld, czego z Momo od czasu przywiezienia do domu nigdy nie robiła (one nawet na razem na kolanach nie są w stanie siedzieć, bo zęby idą w ruch).
Lizu lizu, czochru czochru
Dziewczyny biegały tak sobie razem przez cztery godziny bez większych starć, więc doszliśmy do wniosku, że można spróbować osadzić je na noc razem w klatce. Toteż wymieniłam żwirek i maty, wyczyściłam kuwetę octem (polecam każdemu - świetnie zmywa osad z trocin/żwirku i wszelkie nieprzyjemne zapachy. Wada jest taka, że w łazience przez dwa dni jedzie octem) i z Lubym zmontowaliśmy nową hacjendę z dwóch klatek. A świnki się w tym czasie bawiły w świński pociąg.

Poza zabawą w pociąg hitem okazała się zabawa w obgryzanie ścian.
Tak wyglądają prośki w starym-nowym lokum:


Po włożeniu do klatki Momo jeszcze przez cały wieczór wściekle ganiała Skuld, ale na szczęście ma zbyt ciężki tyłek, żeby doścignąć małą torpedę. Po dwóch godzinach była już tak zmęczona, że położyła się na podłodze pod telewizorem i zasnęła.;)

Dotąd trwa spokój. Przerywany oczywiście sporadycznymi gonitwami, ale generalnie jest dobrze. Miejmy nadzieję, że tak zostanie.:)

środa, 21 października 2015

Rzeczy, które zdecydowanie NIE są dla świnki morskiej, choć producent twierdzi inaczej

Kiedy kupujecie rzeczy dla swoich świnek morskich, to czym się kierujecie, wybierając je? Najprawdopodobniej, jeśli trafiliście w to miejsce, jesteście świadomymi właścicielami, którzy szukają opinii i informacji w sieci, a w związku z tym jesteście doskonale zorientowani, co świnkom służy a co nie. Ale być może dopiero szukacie informacji na temat tego, czego będzie potrzebował Wasz nowy lokator? Albo do tej pory wychodziliście z założenia, że jeśli na opakowaniu jest świnka morska, to wszystko jest w porządku? W takim wypadku ten wpis jest dla Was.

Niestety, prawda jest taka, że nie wszystko, co ma napisane na opakowania „dla świnek morskich”, rzeczywiście jest dla niech zdrowe i dobre. Wiecie, handel akcesoriami ma przynosić przede wszystkim zysk, więc jeśli coś się sprzedaje, to będzie produkowane i wysyłane do sklepów. Może więc warto być świadomym właścicielem i wyrazić swoje zdanie portfelem (czyli nie kupować tego, co może szkodzić) a przy okazji zadbać o pupila (nie stosować na nim tego, co może szkodzić). Poniżej lista właśnie takich akcesoriów, które mogą mocno zaszkodzić świnkom, a bardzo często można je spotkać w sklepach.

1. Wapienka

Oczywiście nie jest tak, że wapno to zło samo w sobie – istnieje wiele gatunków gryzoni, którym jest ono potrzebne (na przykład szczury). Niemniej jednak, świnki morskie do tych gryzoni nie należą. Co prawda podgryzanie wapienka nie zabije Wam zwierzaka na miejscu, bo to przecież nie trucizna, ale jeśli szukacie czegoś, na czym będzie można ścierać zęby, to wybierzcie inne rozwiązanie. Świnki morskie mają dość specyficzny metabolizm wapnia i podawanie go w dużych ilościach (a bardzo dużo wapnia zawiera natka pietruszki i kopru oraz wiele innych warzyw, które te zwierzaki wręcz uwielbiają. Nie należy ich usuwać z diety, choć warto pilnować ilości – dzięki temu zaspokoimy świńskie zapotrzebowanie na wapń) powoduje tworzenie się piasku w pęcherzu, co może doprowadzić do uszkodzeń i zapalenia dróg moczowych. Zapalenie pęcherza jest równie nieprzyjemne dla świnki, jak dla człowieka.

Jeśli szukamy gryzaka dla pupila, lepiej kupić drewniany lub przynieść śwince gałązki z sadu. A najbardziej w ścieraniu zębów pomaga smaczne sianko, które nasz podopieczny będzie z apetytem chrupał.

2. Smycze i szelki

To moim zdaniem jeden z najdziwniejszych pomysłów, na jaki wpadli producenci akcesoriów dla zwierząt. Na pierwszy rzut oka może się wydawać całkiem praktyczny – zabieramy świnkę na dwór, zakładamy jej szelki, podpinamy smyczkę i możemy ją puścić na wypas, nie obawiając się, że nam ucieknie. Albo wręcz upalować jak krowę, przywiązując smycz do wbitego w ziemię palika. Niestety, mam do tego pomysłu kilka „ale” – związanych też z faktem, że świnka morska nie jest krową.

Pierwsze „ale” jest takie, że świnki zasadniczo należą do zwierząt, które nie lubią, kiedy coś się na nie zakłada. Zakładanie szelek wywołuje więc stres (lub wręcz ataki paniki), noszenie tak samo. Poza tym osobiście nie wyobrażam sobie, jak miałabym założyć takie ustrojstwo Appie. Chyba odgryzłaby mi palce. Nie wspominając już o tym, że starałaby się też przegryźć i zdjąć szelki, przy czym mogłaby sobie zrobić krzywdę.

Pierwsze „ale” to jednak najmniejszy problem. Drugim jest to, że świnka nie jest krową. W przeciwieństwie do krowy, której absolutnie nic poza wystrzałem armatnim nie jest w stanie spłoszyć i której kręgosłup może wytrzymać wiele, świnka jest małym, płochliwym gryzoniem-ofiarą o delikatnych kościach. Świnkę morską podpiętą do smyczy może spłoszyć cokolwiek (opuszczenie ręki, głośniejszy dźwięk, gwałtowniejszy ruch) i wtedy zwierzak najprawdopodobniej rzuci się do panicznej ucieczki. A smycz szarpnie. I to już może być koniec naszej świnki. Takie szarpnięcie może wywołać uraz kręgosłupa (bardzo delikatnego u tych gryzoni), czasem śmiertelny, a czasem „tylko” okaleczający naszego podopiecznego. Dlatego, jeśli chcesz zabrać świnkę na świeże powietrze, weź górę od klatki albo specjalny kojec. Z korzyścią dla wszystkich.

3. Kołowrotki

Niepolecane dla świnek z tego samego powodu, co smycze, czyli dlatego, że świnki mają delikatny kręgosłup. W przeciwieństwie do szczurów czy nawet chomików, świnki to zwierzęta ściśle naziemne. Ich łapki nie nadają się do chwytania podpór podczas wspinaczki, tylko do truchtania po trawiastych równinach. Tak samo jest z kręgosłupem, który naturalnie jest lekko wygięty końcami w dół. W kołowrotku musiałby wygiąć się w górę, a to nie byłoby dla świnki ani wygodne, ani zdrowe (jeżeli podróżowaliście albo siedzieliście kiedyś dłuższy czas w dziwnie wygiętej pozycji, to macie przedsmak tego, jak czułaby się świnka w kołowrotku). Jeśli koniecznie chcecie wstawić śwince jakiś sprzęt do biegania, to lepszy byłby chyba talerz (oczywiście jak największy). Ale osobiście odradzam – świnki morskie to leniwe buły i raczej nie będzie im się chciało korzystać z takiego sprzętu. W ramach rekreacji wystarczy je wypuścić z klatki – dwa okrążenia pokoju zupełnie im wystarczą jako dzienna dawka joggingu.

Z tego samego powodu dla świnek nie nadają się kule do biegania (choć, całe szczęście, nigdy jeszcze nie widziałam kuli odpowiednio dużej dla świnki).

4. Wisząca kula na siano

Z wiszącą kulą na siano problem jest taki, że… ona nie jest przeznaczona do trzymania siana. Tak naprawdę jest to paśnik przeznaczony do paszy miękkiej – sałaty, owoców, czy świeżej trawy (jeśli przejrzycie książki o opiece nad świnkami, zwłaszcza te niemieckie, to w takich kulach zawsze są warzywa). Jeśli trzyma się tam sałatę, nie ma problemu. Kiedy jednak włożymy tam siano, świnka może już sobie takim paśnikiem zrobić krzywdę. Na przykład wykłuć oko wystającą, sztywną słomką.

Osobiście jednak nie polecam takich kul nawet do trzymania warzyw. Znane są przypadki, kiedy świnki wkładały głowę do kuli i klinowały się w niej – jakiś czas temu głośny w pewnych kręgach był przypadek świnki, której właścicielka nie zdążyła uwolnić na czas i biedne zwierze się udusiło (a przypadki, kiedy właściciel zdążył uwolnić pechowego zwierzaka opisywane są całkiem często). Po co ryzykować?

To wszystko, co przychodzi mi w tym momencie do głowy. Są to rzeczy często polecane klientom nawet przez sprzedawców. W takich przypadkach warto pamiętać, że nie wszyscy pracownicy danej branży znają się na wszystkim.

środa, 14 października 2015

Cztery drogi ku twojej śwince, albo skąd wziąć przyjaciela

Każdy, kto myśli o posiadani jakiegoś zwierzaka, musi go skądś wziąć. Właściwie jest to jedna z pierwszych decyzji, jakie potencjalny nowy właściciel podejmuje (zaraz po tej, jakiego gatunku będzie jego nowy towarzysz). W przypadku świnek morskich jest oczywiście kilka dróg. Nie wydaje mi się, żeby prosiaki były akurat w przypadku dróg pozyskiwania jakieś wyjątkowe – zapewne większość zwierzątek domowych można nabyć w taki sam sposób, ale to w końcu blog o świnkach.

Chciałabym Wam przedstawić cztery drogi do posiadania świnki. Uszeregowałam je o moim zdaniem najlepszej, do najmniej polecanej. No to lecimy.

1. Adopcja
Z etycznego punktu widzenia adopcja jest najwyżej na liście. Bezdomność jest problemem nie tylko wśród psów i kotów, ale właściwie wśród wszystkich popularnych zwierzątek. Dotyka szynszyli, szczurów, królików i świnek morskich właśnie – na tyle często, że istnieją specjalne fundacje i społeczności przeciwdziałające zjawisku (a jeśli ktoś pyta, dlaczego w takim razie nigdy nie widział świnki czy szynszyli chowającej się przy śmietniku albo włóczącej po zaułkach, to albo dlatego, że ludzie z wyżej wspomnianych fundacji zdążyli ją już złapać. Albo dlatego, że nie zdążyli – koty były szybsze). Często też oferują przygarnięcie zwierzaka zupełnie za darmo, jedynie po sprawdzeniu, czy będzie miał odpowiednie warunki.

Pomoc dla bezdomnych świnek morskich organizuje Stowarzyszenia Pomocy Świnkom Morskim. To właśnie do tej organizacji możecie się zwrócić, jeśli chcecie zostać właścicielem świnki, której nie poszczęściło się w życiu. Obecnie do adopcji jest około stu świnek (tematów poświęconych świnkom do adopcji jest na forum stowarzyszenia 78, ale większość dotyczy więcej niż jednej świnki, bo to wszak stadne stworzenia), z czego większość to samce, wydawane zwykle od razu w zgranych duetach, aby oszczędzić nowym właścicielom problemów z łączeniem. Stowarzyszenie rozdaje swoje świnki co prawda za darmo, ale pierwej sprawdza, do jakiego domu trafią. Wszak oferują zwierzątko zdrowe, zadbane i często wyleczone za pieniądze darczyńców, a tym ostatnim należy się pewność, że ich datków ostatecznie nie zje wąż (o dobru samej świnki już nie wspominając). Niektórych widmo wizyty przedadopcyjnej i podpisywania papierów (umowa adopcyjna) może przerażać, ale nie ma w tym nic strasznego. Wręcz przeciwnie - panie wizytatorki są bardzo miłe i chętnie dzielą się swoim doświadczeniem. O całej procedurze napiszę osobną notkę, jak tylko ją ukończę (prosię, które chcemy z Lubym przygarnąć jeszcze rośnie).

Dla tych, którzy nie chcą w domu obcych ludzi i mają uczulenie na podpisywanie czegokolwiek, jest inne rozwiązanie. Ludzie, którzy chcą pozbyć się niechcianej/niemogącej u nich zostać świnki często po prostu ogłaszają to na wszelkiego rodzaju portalach internetowych, jak oxl.pl na przykład. Można też popytać po znajomych i sąsiadach, może komuś podopieczny się niespodziewanie rozmnożył i szuka domu dla przychówku. Wystarczy odrobinę poszperać.

2. Zarejestrowana hodowla
Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale istnieje coś takiego, jak świnka morska z rodowodem. Rodowody wydają swoim świnkom hodowcy zarejestrowani w różnych związkach hodowców. Największą i najbardziej renomowana instytucją tego typu w Polsce jest Cavies Club of Poland (CCP). Na ich stronie dostępny jest spis hodowli wszelkich ras, jakie można zakupić w Polsce.

Hodowcy zrzeszeni w CCP muszą przestrzegać pewnych warunków. Są zobowiązani zapewnić swoim zwierzakom odpowiednio dużo miejsca, zdrowe żywienie, a także muszą pilnować, aby ich samiczki miały określoną liczbę miotów rocznie (chodzi o to, żeby nie obciążać organizmu matki – bez kontroli ze strony opiekuna świnka może chodzić w ciąży praktycznie bez przerwy, jednocześnie karmiąc poprzedni miot. To źle wpływa na kondycję i zdrowie zarówno matki, jak i dzieci). Posiadają i stosują w praktyce wiedzę na temat tego, które świnki ze sobą kojarzyć, aby uzyskać jak najdoskonalsze potomstwo.

Pomijając wiedzę praktyczna i teoretyczną, zarejestrowane hodowle prowadzą najczęściej ludzie, którzy kochają świnki. Dlatego każdy ich zwierzak jest od maleńkości zaopiekowany i oswojony, a do nowego domu wydawany jest zdrowy i podchowany, czasami nawet z wyprawką. Takie świnki są oczywiście droższe niż te, które można kupić w sklepie i często trzeba na nie czekać w kolejce, ale mają niezaprzeczalne zalety. Są piękne, bo zasadniczo ładne zwierzęta otrzymują wyższe noty (co nie znaczy, że kundelki nie mogą być piękne, ale wiecie, o co mi chodzi). Są zdrowe, bo hodowca tego dopilnował (w końcu nie pozwoli, żeby jego championy przed wystawą wyeliminował prozaiczny grzyb). Nie trzeba ich oswajać, zwykle wystarczy tylko krótki okres aklimatyzacji, aby przyzwyczaiły się do nowych człowieków (moim zajęło to około tygodnia). No i wiadomo, od jakich przodków pochodzą, a to znacząco zmniejsza ryzyko wad genetycznych, które może u młodej świnki są niewidoczne, ale za dwa, trzy lata zaatakują z zabójczą niekiedy stanowczością.

3. Sklepy zoologiczne
Problem ze sklepami zoologicznymi jest taki, że poziom świadczonych przez nie usług jest bardzo różny. Jeżeli sklep jest dobry, to odpowiednio dba o swój żywy towar. Zwierzęta są nieco spłoszone, ale nie reagują paniką na człowieka (bo obsługa je mizia w celu wstępnego oswojenia), mają właściwą dla danego gatunku karmę i wodę do picia oraz czysto w klatkach, a także są rozdzielone według płci. W takim sklepie nie kupimy chorej świnki, bo obsługa takiej po prostu nie przyjmie od hurtownika.

Jednak nawet najwnikliwsza obsługa może przeoczyć pierwsze objawy choroby, które rozwiną się dopiero w nowym domu. Może też nie zauważyć wczesnej ciąży u samiczki i wtedy skończymy z kinderniespodzianką. Nie wspominając już nawet o sprzedawcach niedoszkolonych czy zwyczajnie nieuczciwych – a tacy też się zdarzają, całkiem często niestety. Wtedy możemy kupić świnkę starszą niż nas zapewniano, chorą, ciężarną lub najzwyczajniej w świecie parkę zamiast dwóch samiczek czy samców. Oczywiście świnkę chorą zawsze możemy zwrócić, sprzedawca powinien przyjąć reklamację. Ale musimy mieć świadomość, że dla zwierzaka taki zwrot to najczęściej wyrok. Leczenie się sklepowi nie opłaca, więc najprawdopodobniej „zwrot” z żywego towaru stanie się żywą karmą dla gadów. W końcu węże też muszą jeść.

Jeśli ktoś chce wyrobić sobie pogląd na temat warunków
w pseuohodowlach, to niech przejrzy funpage SPŚM - mają
trochę fotek z interwencji.
4. Pseudohodowle
Pseudohowlami nazywamy wszystkie miejsca, gdzie rozmnaża się zwierzęta towarzyszące człowiekowi (czyli „niekonsumpcyjne” w taki czy inny sposób), ale niezarejestrowane w żadnych instytucjach. To najczęściej z takich miejsc pochodzą świnki morskie, które widzimy w sklepach zoologicznych, a także te, które można nabyć przez ogłoszenia typu „świnki morskie 25zł sztuka, duży wybór”. Są to zwyczajne fermy gryzoni, w których warunki nie są powalające (a często raczej zatrważające). No i jeśli jesteście laikami, możecie nie zauważyć wczesnego etapu rozwoju świerzbu czy grzybicy u waszego wybrańca, a to bardzo powszechne choroby w tego typu miejscach.

W pseudohodowlach ilość zwierząt wynosi najczęściej kilkadziesiąt lub więcej, co sprawia, że maluchy tam kupione są zupełnie dzikie, bo przy odrobinie szczęścia nawet nie widziały człowieka. Już nie wspominając, że często są sprzedawane zanim osiągną wymagany wiek trzech - czterech tygodni (bo po co trzymać darmozjada jeszcze tydzień, skoro klient kupi już teraz. Zresztą, zaraz będzie mnóstwo nowych). Świnki często też biegają razem w licznych stadach stłoczonych na małej powierzchni, dlatego walczą o dominację i pokarm, co powoduje rany a w skrajnych przypadkach śmierć. Dodatkowo samiczki nie są oddzielane od samców, więc bez przerwy rodzą młode – samiczka świnki morskiej może zajść w ciążę w wieku czterech tygodni, a ponieważ może zostać ponownie zapłodniona od razu po porodzie, to właściwie jest ciężarna do końca życia. To nie wpływa dobrze na kondycję ani matki, ani młodych. Dodatkowo nikt nie pilnuje, aby matki nie pokrył syn, a siostry brat, więc chów krewniaczy jest na porządku dziennym, a wraz z nim wady genetyczne. Pewnie, niektóre widać już na pierwszy rzut oka (małoocze na przykład), więc łatwo ich uniknąć w zakupie, ale niektóre ujawnią się po kilku miesiącach (czytałam o przypadku świnki, która padła w wieku czterech miesięcy z nieznanych przyczyn. Sekcja wykazała niedorozwój układu pokarmowego), a nawet latach (genetyczne wady zgryzu, choroby nerek i wątroby). Nie wiem jak wy, ale ja wolałabym zainwestować nieco więcej w zwierzę, zamiast na nim oszczędzać, a później płacić krocie weterynarzowi.

Tak więc macie cztery drogi ku nowemu przyjacielowi. Wybierajcie mądrze.

środa, 7 października 2015

Witajcie!

Oto mój nowy blog, trzeci już. Niektórzy z Was może czytają mojego blogaska książkowego i z niego tu przywędrowali. Niemniej, ten będzie o moich ukochanych zwierzakach i wszystkim, co ich mniej lub bardziej bezpośrednio dotyczy.:)

Tak się bowiem składa, że nie za bardzo wyobrażam sobie życie bez jakiegoś futra w domu, więc jak tylko zaczęłam mieć warunki, to pomyślałam o zwierzaku. Długo się zastanawiałam i w końcu padło na świnki. W czerwcu 2015 roku trafiły do mnie Appa i Momo, dwie samiczki rasy rex:

Szafranowa Momo
Czerwona Appa, obecnie samica alfa
Na blogu będę pisać o nich w szczególności, o świnkach morskich ogólnie, a pewnie i jakieś teksty ogólnozwierzęce się trafią. Będę tez recenzować różne świnkowe rzeczy (pewnie najczęściej karmę, bo to świnki najszybciej zużywają). Notki planuję dodawać w każdą środę.

A więc do zobaczenia za tydzień.:)

PS. A po więcej zapraszam na funpage funpig świniaków i blogaska.:)