środa, 31 sierpnia 2016

Rozważania nad stadnością

Ostatnio na jednym ze świnkowych forów pewna forumowiczka, pół żartem napisała, że tyle się mówi o stadności świnek, a jak przychodzi co do czego, to tylko awantury, ganianie się i pilnowanie, żeby się krew nie lała. Faktycznie, coś w tym jest, bo wątki o łączeniu świnek należą do najdłuższych i najbogatszych. Niemniej, daleka jestem od negowania faktu świńskiej stadności. Za to wypowiedź forumowiczki skłoniła mnie do napisania tej notki i podywagowania chwilę, skąd mogą się brać kłopoty ze świńskim łączeniem.

To naturalne

 

Często w takich wątkach zadają pytania początkujący właściciele świnek. Tacy którzy nabyli zwierzaka pod wpływem chwili, ale już po fakcie postanowili się doedukować i natrafili na informację, że są to zwierzęta stadne. Więc postanowili zorganizować towarzystwo, oczyma wyobraźni widząc dwie tulące się do siebie z miłością puchate kulki. Takie osoby często oczekują, że skoro pisze się tyle o stadności świnek, do dwa obce zwierzaki zakochają się w sobie od pierwszego wejrzenia i pójdą spać przytulone na jednym hamaczku. 

Moje dziewczyny jest w stanie ostatecznie pogodzić tylko pełna micha.
Tymczasem natura jednak nie chce spełniać naszych oczekiwań. Widzicie, ludzie w określonych sytuacjach zachowują się w określony sposób, bo to dla nich naturalne i tak wymaga etykieta. Świnki morskie też mają swoje naturalne zachowania i swoją „etykietę”. I jest to etykieta znacząco różna od naszej. Prosiaki w trakcie zapoznawania się muszą ustalić hierarchię, czyli to, kto jest kim i jaką pozycję w stosunku do innych zajmuje. Ludzie też to robią, nam do tego wystarczy rozmowa i podstawowa mowa ciała. Świnki mają rytuały dużo bardziej gwałtowne (przynajmniej w naszym odczuciu): obwąchiwanie się, przeganianie z miejsca na miejsce, szczypanie i szczękanie zębami, marudzenie, kwiki, piski i wrzaski (oczywiście nie wszystkie formy zachowań muszą wystąpić na raz, czasem wystarczy obwąchać się i poszczękać zębami). To dla nich równie naturalne, jak dla nas podanie ręki i przedstawienie się. Dopiero pierwsza krew powinna budzić niepokój – to tak, jakby człowiek dał innemu w mordę. Wtedy od razu wiadomo, że nie jest dobrze.

Niezgodność charakterów

 

Przyznajcie sami – nie wszystkich nowo poznanych ludzi lubicie od pierwszego wejrzenia, prawda? A jeszcze wyobraźcie sobie, że do mieszkania dokwaterowują wam nowego współlokatora. Człowiek zwierzę społeczne, powinniście się cieszyć, nie? Ale pewnie jakoś byście się nie cieszyli. To dlaczego mielibyśmy wymagać radości od świnek?

Wiadomo, że każde zwierzę posiada indywidualne cechy charakteru i preferencje – jedne będą ekstrawertyczne i entuzjastycznie nastawione do towarzystwa, inne mniej. Jedne będą bardziej stateczne, inne wybuchowe. Jedne będą odważne i dominujące, drugie lękliwe i uległe. Przy łączeniu świnek trzeba brać pod uwagę zarówno zgodność ich charakterów jak i możliwość, że mogą się zwyczajnie nie polubić.

Tak więc mając dwa dorosłe osobniki nie ma co liczyć na to, że łączenie przebiegnie bezproblemowo (choć oczywiście jakaś szansa na to istnieje). Jeśli wiemy, że nasz pupil ma skłonności do dominacji logicznie byłoby poszukać mu uległego towarzysza, aby zminimalizować awantury zapoznawcze. Dwa dominujące samce raczej się nie dogadają – i dlatego łatwiej i rozsądniej jest do dominującego rezydenta dokwaterować spokojnego młodzika, który da się jeszcze „urobić”.

Przestrzeń osobista

 

W przeciwieństwie do niektórych stadnych gryzoni (na przykład szczurów) świnki morskie nie lubią się dotykać. Swoje więzi społeczne realizują głównie poprzez wydawane dźwięki i okazjonalne wylizywanie się wzajemnie (z tego, co zauważyłam u moich dziewczyn, najczęściej lizane są okolice karku i uszu. I najczęściej osobnik wyżej w hierarchii liże kogoś niżej od siebie postawionego). Świnki przytulają się do siebie tylko w sytuacji kiedy a) ich więzi są nieprzeciętnie silne, b) są bardzo młode (maluchy do siebie nawzajem i do mamy. Ta więź może może zresztą utrzymać się i w dorosłym wieku) lub c) są przerażone (wtedy każda próbuje się wcisnąć pod inną). W codziennej egzystencji świńska kurtuazja nakazuje szanować przestrzeń osobistą. Nie zapominajmy, że wywodzą się od zwierząt żyjących na otwartych terenach trawiastych, gdzie każdy mógł zachowywać taki dystans od sąsiada, jaki mu odpowiadał.
Momo tak blisko tyłka Appy i bez awantury to jednak rzadkość.
Moje dziewczyny nie zawsze swoją przestrzeń szanują, stąd wybuchające od czasu do czasu awantury. Momo na przykład często ma gdzieś cudzą przestrzeń osobistą, ale Appa i Skuld traktują to zagadnienie bardzo poważnie, więc Momo często obrywa. Kiedy wypuszczam je z klatki, problem znika, śmiem więc twierdzić, że na większość problemów ze spokojną koegzystencją lekarstwem jest większa klatka (szczególnie u samców).

Z tego wszystkiego wynika, że pokojowa i całkiem normalna koegzystencja świnek to raczej dżentelmeńskie ignorowanie się przez większość dnia i nie wchodzenie sobie w paradę, niż całuski i przytulaski. Ot, taka cecha gatunku i nie ma co oczekiwać od natury, że zmieni się, bo bardzo tego chcemy. No chyba, że któraś hodowla skupi się na wyjątkowo przyjaznym charakterze swoich podopiecznych, ale jak dotąd o takiej nie słyszałam. A nawet jeśli, to skutki będą widoczne za jakieś kilkanaście lat…

środa, 24 sierpnia 2016

Jak wybrać suchą karmę?

Temat wyboru dobrej karmy dla świnek morskich jest głęboki i szeroki. Zdania są przeróżne, od użytkowników, którzy podają karmę najtańszą, bo przecież piętnaście lat temu tylko tym się karmiło i świnki żyły, przez tych, którzy dokładnie analizują skład wszystkiego, co trafia do misek ich pupili, aż po wojowników naturalności, którzy w ogóle odradzają podawanie karm komercyjnych. Są też oczywiście wszystkie stadia pośrednie. Mnie samej najbliżej do tej drugiej postawy – uważam, że podawanie karm komercyjnych jest dużo wygodniejsze i bezpieczniejsze, jeśli ktoś nie ma głębokiej wiedzy o żywieniu zwierząt. Co nie zmienia faktu, że zawsze trzeba starannie tę karmę do podania wybierać.

W tej notce chciałabym wam napisać, czym sama się kieruję przy wyborze karmy dla swoich panien. 

1. Opakowanie 

 

Wbrew pozorom, jest bardzo ważne. Pomijam już fakt, że nie każda karma, która ma na opakowaniu narysowaną świnkę morską się dla nich nadaje (dotyczy to zwłaszcza wszelkich dodatków i smaczków), to właśnie od opakowania zależy jak łatwo będzie karmę przechowywać i jakie jest ryzyko zanieczyszczenia czy psucia się karmy. Ważne jest również to, że to na opakowaniu powinno być napisane, co właściwie w karmie znajdziemy i jak powinniśmy ją podawać. 


Osobiście unikam opakowań kartonowych oraz karm „na wagę”. Kartonowe pudełeczko nie chroni zawartości przed wilgocią i zarodnikami grzybów, a to może się skończyć zapleśnieniem karmy i w rezultacie otruciem naszego zwierzaka mykotoksynami. Nie chroni też przed owadami, które mogą się przez karton przegryźć do środka, aby tam jeść, żyć i rozmnażać się, przy okazji zanieczyszczając świńskie jedzenie odchodami. Karmy na wagę z kolei to takie, których oryginale opakowanie z definicji zostało rozszczelnione nie wiadomo jak dawno temu (u nas często sprzedaje się nawet karmy dobrych marek, których sklep kupuje np. 10kg worek i rozdziela na mniejsze porcje). Wszystkie obiekcje odnośnie kartonowego opakowania można więc przyłożyć i tutaj, a dodatkowo nigdy nie mamy pewności, jak długo jeszcze można bezpiecznie karmę przechowywać.

Polecam wybierać karmy w szczelnych, zamkniętych fabrycznie foliowych workach, najlepiej z zamknięciem strunowym – które idealnie szczelne nie jest, ale z pewnością ułatwia przechowywanie. 

2. Wygląd karmy 

 

Tutaj też są dwie szkoły. Jedni zalecają wybór ekstrudowanego granulatu, bo wszystkie kulki jednakowe i świnka nie wybiera. Drudzy zalecają mieszanki z jak najmniejszą ilością granulatu, bo świeże, niezmielone składniki są najbliższe temu, co świnka jadłaby w naturze. Dla mnie jest to kwestia dość akademicka, bo moje świnki nie wybrzydzają i chętnie wyjadają z miski prawie wszystko, o ile okaże się godne ich uwagi. Niemniej dla tych właścicieli, których zwierzaki wybierają z karmy co smakowitsze kąski, olewając resztę, jednorodny granulat będzie lepszym wyborem. 


Przy okazji warto zwrócić uwagę, jak granulat wygląda. Wściekle kolorowe granulki o fantazyjnych kształtach powinny budzić nieufność. Nie dość, że zawierają jakieś kosmiczne ilości sztucznych barwników, to istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że są wykonane z czegoś, czego świnki w ogóle nie powinny jeść (pieczywo, chrupki kukurydziane). Te dwie cechy zaskakującą często występują w parze. 

3. Skład 

 

To najważniejsze ze wszystkich kryteriów. Przyznaję, że sama znacznie dokładniej czytam skład tego, co kupuję świnkom, niż tego, co kładę na własnym talerzu.

Przede wszystkim należy zwracać uwagę, czy karma nie zawiera produktów szkodliwych dla świnek – a to wcale nie rzadkość. W składzie NIE POWINNY się absolutnie znaleźć produkty piekarnicze i produkty pochodzenia zwierzęcego (mleko i serwatki w proszku, mączki kostne). Tak samo obecność w składzie nieprzetworzonych ziaren zbóż powinna budzić niepokój (zwłaszcza, jeśli jest ich dużo, tzn. zajmują pierwsze pozycje na liście składników), ostrożnie należy pochodzić do rośli strączkowych i kapustnych oraz wszelkich oleistych dodatków. Szerszą listę produktów niewskazanych i szkodliwych możecie znaleźć na przykład tutaj.


Dobrze też przyjrzeć się składowi analitycznemu. Niestety, nie istnieją żadne zewnętrzne wytyczne odnośnie tego, ile procent białka czy tłuszczów powinna zawierać karma, aby była idealna. To, co tutaj napiszę, to wnioski, które wyciągnęłam po lekturze wielu stron dyskusji w różnych (acz bardziej godnych zaufania) miejscach w sieci.

I tak dobra karma powinna zawierać kilkanaście procent białka – za optymalną ilość uznaję 13-15%. Niektóre karmy zawierają nawet i 20%, ale ponieważ duża ilość białka przekłada się na dużą wartość energetyczną, takie karmy zaleca się rekonwalescentom, ciężarnym samicom i matkom karmiącym. Druga ważna informacja to ilość włókna (czasem występuje w składzie jako błonnik) – tutaj w zasadzie najlepiej jak najwyższa. Unikam karm, które mają miej niż 15% włókna, choć z drugiej strony, spożycie siana powinno te braki wyrównać (acz brakujące procenty włókna są często zastępowane dodatkową ilością białka lub tłuszczu, a tego nie chcemy). Ilość tłuszczów z kolei powinna być jak najniższa. Unikam karm z zawartością tłuszczu przekraczającą 5% (a najlepiej, żeby nie przekraczała 4%). 


Poza tym należy zwrócić jeszcze uwagę na kilka rzeczy:
  • Popiół – czasem jest określany jako popiół surowy lub minerały. Właśnie w takiej formie najczęściej dodaje się do karm składniki mineralne.
  • Witamina C – osobiście uważam, że świnka dostająca dobre jakościowo i zrównoważone posiłki nie powinna mieć problemów z niedoborami, ale na opakowaniu karmy powinna się znajdować informacja o zawartości tej witaminy.
  • Stosunek wapnia do fosforu – powinien wynosić od 1,5:1 do 2,1:1. Taki stosunek tych dwóch minerałów jest optymalny dla zapobiegania świńskim problemom z kamieniem i osadami w układzie moczowym.
  • Lucerna – większość granulatów bezzbożowych oparta jest na lucernie. W samej lucernie nie ma niczego złego, ale ma ona dwie (względne) wady: wysoka kaloryczność i wysoka zawartość wapnia. Dlatego też właściciele starszych, nierozmnażanych świnek powinni szukać karm opartych na innych trawach (najczęściej na tymotce). Niestety, o takie u nas ciężko. 

 

4. Smakowitość


My tu sobie gadu-gadu o poszukiwaniu idealnej karmy, a prawda jest taka, że nawet najzdrowszą karmę, jeśli świnkom nie zasmakuje, możemy sobie w buty włożyć (albo zrecyklingować). Dlatego warto zapytać o próbki karmy (producenci niestety rzadko je dają, ale czasem można się dogadać ze sklepem) lub na początku kupować małe opakowania. Niestety, nie ma gwarancji, że świnki zechcą zjeść to, co im podamy (moje panny zawsze entuzjastycznie próbują, ale potem najczęściej ignorują granulat. Zdarza się też, że po dwóch zjedzonych ze smakiem opakowaniach trzecie jest już be. Albo że karma konsekwentnie niejedzona przez rok nagle okazuje się całkiem smaczna). Ale warto próbować.:)