Każdy, kto myśli o posiadani jakiegoś zwierzaka, musi go skądś wziąć. Właściwie jest to jedna z pierwszych decyzji, jakie potencjalny nowy właściciel podejmuje (zaraz po tej, jakiego gatunku będzie jego nowy towarzysz). W przypadku świnek morskich jest oczywiście kilka dróg. Nie wydaje mi się, żeby prosiaki były akurat w przypadku dróg pozyskiwania jakieś wyjątkowe – zapewne większość zwierzątek domowych można nabyć w taki sam sposób, ale to w końcu blog o świnkach.
Chciałabym Wam przedstawić cztery drogi do posiadania świnki. Uszeregowałam je o moim zdaniem najlepszej, do najmniej polecanej. No to lecimy.
Z etycznego punktu widzenia adopcja jest najwyżej na liście. Bezdomność jest problemem nie tylko wśród psów i kotów, ale właściwie wśród wszystkich popularnych zwierzątek. Dotyka szynszyli, szczurów, królików i świnek morskich właśnie – na tyle często, że istnieją specjalne fundacje i społeczności przeciwdziałające zjawisku (a jeśli ktoś pyta, dlaczego w takim razie nigdy nie widział świnki czy szynszyli chowającej się przy śmietniku albo włóczącej po zaułkach, to albo dlatego, że ludzie z wyżej wspomnianych fundacji zdążyli ją już złapać. Albo dlatego, że nie zdążyli – koty były szybsze). Często też oferują przygarnięcie zwierzaka zupełnie za darmo, jedynie po sprawdzeniu, czy będzie miał odpowiednie warunki.
Pomoc dla bezdomnych świnek morskich organizuje Stowarzyszenia Pomocy Świnkom Morskim. To właśnie do tej organizacji możecie się zwrócić, jeśli chcecie zostać właścicielem świnki, której nie poszczęściło się w życiu. Obecnie do adopcji jest około stu świnek (tematów poświęconych świnkom do adopcji jest na forum stowarzyszenia 78, ale większość dotyczy więcej niż jednej świnki, bo to wszak stadne stworzenia), z czego większość to samce, wydawane zwykle od razu w zgranych duetach, aby oszczędzić nowym właścicielom problemów z łączeniem. Stowarzyszenie rozdaje swoje świnki co prawda za darmo, ale pierwej sprawdza, do jakiego domu trafią. Wszak oferują zwierzątko zdrowe, zadbane i często wyleczone za pieniądze darczyńców, a tym ostatnim należy się pewność, że ich datków ostatecznie nie zje wąż (o dobru samej świnki już nie wspominając). Niektórych widmo wizyty przedadopcyjnej i podpisywania papierów (umowa adopcyjna) może przerażać, ale nie ma w tym nic strasznego. Wręcz przeciwnie - panie wizytatorki są bardzo miłe i chętnie dzielą się swoim doświadczeniem. O całej procedurze napiszę osobną notkę, jak tylko ją ukończę (prosię, które chcemy z Lubym przygarnąć jeszcze rośnie).
Dla tych, którzy nie chcą w domu obcych ludzi i mają uczulenie na podpisywanie czegokolwiek, jest inne rozwiązanie. Ludzie, którzy chcą pozbyć się niechcianej/niemogącej u nich zostać świnki często po prostu ogłaszają to na wszelkiego rodzaju portalach internetowych, jak oxl.pl na przykład. Można też popytać po znajomych i sąsiadach, może komuś podopieczny się niespodziewanie rozmnożył i szuka domu dla przychówku. Wystarczy odrobinę poszperać.
Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale istnieje coś takiego, jak świnka morska z rodowodem. Rodowody wydają swoim świnkom hodowcy zarejestrowani w różnych związkach hodowców. Największą i najbardziej renomowana instytucją tego typu w Polsce jest Cavies Club of Poland (CCP). Na ich stronie dostępny jest spis hodowli wszelkich ras, jakie można zakupić w Polsce.
Hodowcy zrzeszeni w CCP muszą przestrzegać pewnych warunków. Są zobowiązani zapewnić swoim zwierzakom odpowiednio dużo miejsca, zdrowe żywienie, a także muszą pilnować, aby ich samiczki miały określoną liczbę miotów rocznie (chodzi o to, żeby nie obciążać organizmu matki – bez kontroli ze strony opiekuna świnka może chodzić w ciąży praktycznie bez przerwy, jednocześnie karmiąc poprzedni miot. To źle wpływa na kondycję i zdrowie zarówno matki, jak i dzieci). Posiadają i stosują w praktyce wiedzę na temat tego, które świnki ze sobą kojarzyć, aby uzyskać jak najdoskonalsze potomstwo.
Pomijając wiedzę praktyczna i teoretyczną, zarejestrowane hodowle prowadzą najczęściej ludzie, którzy kochają świnki. Dlatego każdy ich zwierzak jest od maleńkości zaopiekowany i oswojony, a do nowego domu wydawany jest zdrowy i podchowany, czasami nawet z wyprawką. Takie świnki są oczywiście droższe niż te, które można kupić w sklepie i często trzeba na nie czekać w kolejce, ale mają niezaprzeczalne zalety. Są piękne, bo zasadniczo ładne zwierzęta otrzymują wyższe noty (co nie znaczy, że kundelki nie mogą być piękne, ale wiecie, o co mi chodzi). Są zdrowe, bo hodowca tego dopilnował (w końcu nie pozwoli, żeby jego championy przed wystawą wyeliminował prozaiczny grzyb). Nie trzeba ich oswajać, zwykle wystarczy tylko krótki okres aklimatyzacji, aby przyzwyczaiły się do nowych człowieków (moim zajęło to około tygodnia). No i wiadomo, od jakich przodków pochodzą, a to znacząco zmniejsza ryzyko wad genetycznych, które może u młodej świnki są niewidoczne, ale za dwa, trzy lata zaatakują z zabójczą niekiedy stanowczością.
3. Sklepy zoologiczne
Problem ze sklepami zoologicznymi jest taki, że poziom świadczonych przez nie usług jest bardzo różny. Jeżeli sklep jest dobry, to odpowiednio dba o swój żywy towar. Zwierzęta są nieco spłoszone, ale nie reagują paniką na człowieka (bo obsługa je mizia w celu wstępnego oswojenia), mają właściwą dla danego gatunku karmę i wodę do picia oraz czysto w klatkach, a także są rozdzielone według płci. W takim sklepie nie kupimy chorej świnki, bo obsługa takiej po prostu nie przyjmie od hurtownika.
Jednak nawet najwnikliwsza obsługa może przeoczyć pierwsze objawy choroby, które rozwiną się dopiero w nowym domu. Może też nie zauważyć wczesnej ciąży u samiczki i wtedy skończymy z kinderniespodzianką. Nie wspominając już nawet o sprzedawcach niedoszkolonych czy zwyczajnie nieuczciwych – a tacy też się zdarzają, całkiem często niestety. Wtedy możemy kupić świnkę starszą niż nas zapewniano, chorą, ciężarną lub najzwyczajniej w świecie parkę zamiast dwóch samiczek czy samców. Oczywiście świnkę chorą zawsze możemy zwrócić, sprzedawca powinien przyjąć reklamację. Ale musimy mieć świadomość, że dla zwierzaka taki zwrot to najczęściej wyrok. Leczenie się sklepowi nie opłaca, więc najprawdopodobniej „zwrot” z żywego towaru stanie się żywą karmą dla gadów. W końcu węże też muszą jeść.
Jeśli ktoś chce wyrobić sobie pogląd na temat warunków w pseuohodowlach, to niech przejrzy funpage SPŚM - mają trochę fotek z interwencji. |
4. Pseudohodowle
Pseudohowlami nazywamy wszystkie miejsca, gdzie rozmnaża się zwierzęta towarzyszące człowiekowi (czyli „niekonsumpcyjne” w taki czy inny sposób), ale niezarejestrowane w żadnych instytucjach. To najczęściej z takich miejsc pochodzą świnki morskie, które widzimy w sklepach zoologicznych, a także te, które można nabyć przez ogłoszenia typu „świnki morskie 25zł sztuka, duży wybór”. Są to zwyczajne fermy gryzoni, w których warunki nie są powalające (a często raczej zatrważające). No i jeśli jesteście laikami, możecie nie zauważyć wczesnego etapu rozwoju świerzbu czy grzybicy u waszego wybrańca, a to bardzo powszechne choroby w tego typu miejscach.
W pseudohodowlach ilość zwierząt wynosi najczęściej kilkadziesiąt lub więcej, co sprawia, że maluchy tam kupione są zupełnie dzikie, bo przy odrobinie szczęścia nawet nie widziały człowieka. Już nie wspominając, że często są sprzedawane zanim osiągną wymagany wiek trzech - czterech tygodni (bo po co trzymać darmozjada jeszcze tydzień, skoro klient kupi już teraz. Zresztą, zaraz będzie mnóstwo nowych). Świnki często też biegają razem w licznych stadach stłoczonych na małej powierzchni, dlatego walczą o dominację i pokarm, co powoduje rany a w skrajnych przypadkach śmierć. Dodatkowo samiczki nie są oddzielane od samców, więc bez przerwy rodzą młode – samiczka świnki morskiej może zajść w ciążę w wieku czterech tygodni, a ponieważ może zostać ponownie zapłodniona od razu po porodzie, to właściwie jest ciężarna do końca życia. To nie wpływa dobrze na kondycję ani matki, ani młodych. Dodatkowo nikt nie pilnuje, aby matki nie pokrył syn, a siostry brat, więc chów krewniaczy jest na porządku dziennym, a wraz z nim wady genetyczne. Pewnie, niektóre widać już na pierwszy rzut oka (małoocze na przykład), więc łatwo ich uniknąć w zakupie, ale niektóre ujawnią się po kilku miesiącach (czytałam o przypadku świnki, która padła w wieku czterech miesięcy z nieznanych przyczyn. Sekcja wykazała niedorozwój układu pokarmowego), a nawet latach (genetyczne wady zgryzu, choroby nerek i wątroby). Nie wiem jak wy, ale ja wolałabym zainwestować nieco więcej w zwierzę, zamiast na nim oszczędzać, a później płacić krocie weterynarzowi.
Tak więc macie cztery drogi ku nowemu przyjacielowi. Wybierajcie mądrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.