środa, 30 grudnia 2015

Dlaczego świnki morskie to najlepsze zwierzaki na świecie

Pewnie większość (o ile nie wszystkich pięciu) czytelników tego bloga przyzna mi rację, jeśli napiszę, że świnki morskie to najwspanialsze zwierzęta na świecie, jednak głęboko niedoceniane. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z ich zalet i przewagi, jaką mają nad psami i kotami (a media oczywiście w takich ważkich kwestiach milczą). Dlatego postanowiłam tutaj wypisać kilka z tych niezaprzeczalnych a mało znanych szerszemu gremium zalet, żeby poprawić opinię o tych gryzoniach. 

Wpis ilustrowany losowymi zdjęciami moich świnek. Bo tak.
Zaleta 1: świnki morskie gruchają 

Niewielu wie, że świnki oprócz pisków i pomruków wydaja też bardzo sympatyczny dźwięk – coś w rodzaju skrzyżowaniu gruchania gołębi z kocim mruczeniem (posłuchać można na przykład na tym filmiku). Szczerze mówiąc nie znam odgłosu wydawanego przez zwierzę domowe, który bardziej poprawiałby humor. Niektóre świnki gruchają spontanicznie, inne uruchamia się dotykiem. Dodatkowy aspektem gruchania jest to, że gruchający prosiak cały wibruje jak stara Nokia, dzięki czemu można sobie nim wymasować zbolały kark.

Hint: świnki morskie potrafią też ćwierkać niczym ptaszki. Serio serio. Ale nie wszystkie, a nawet te, które ćwierkają robią to tylko wtedy, kiedy myślą, że człowiek nie widzi.


Zaleta 2: świnki morskie idealnie pełnią rolę termoforu 

Ta funkcja u kotów jest zdecydowanie przereklamowana – każda świnka powyżej trzeciego roku życia będzie znacznie lepszym termoforem. A teddy i rexy, znane ze swojej wrodzonej kluskowatości, już rodzą się idealnymi termoforami. Świnka nigdy bowiem nie zdradzi nas nagłym atakiem na poruszający się palec u stopy. Dodatkowo zwierzęta te są w poręcznym rozmiarze – jeden osobnik dopasowany jest do rozgrzewania jednej stopy, a że tak samo jak stopy, prośki nie powinny występować pojedynczo, to najlepiej zaopatrzyć się od razu w dwa. Albo więce.

Hint: żodyn zwierzak się tak wdzięcznie nie przelewa na człowieku, jak najedzona, szczęśliwa, wygłaskana świnka morska. Żodyn.


Zaleta 3: świnki morskie szanują twój styl życia
Od rana nie ma cię w domu i wracasz dopiero wieczorem? A może zwykle chodzisz na drugą zmianę? Nie ważne, prosiaki dostosują się do tego. Jako zwierzęta o aktywności całodobowej, szybko uczy się głównie spać, kiedy nikogo nie ma i nic się nie dzieje oraz głównie hasać, kiedy na horyzoncie pojawia się człowiek. Kulturalne świnki nawet w soboty grzecznie czekają, aż opiekun się wyśpi, zanim zaczną krzykliwie domagać się śniadania (niestety, nie wszystkie świnki są kulturalne).

Hint: na niektóre świnki działa ten sam trik, co na ptaki – jeśli zakryjesz klatkę kocem, to ucichną.;)


Zaleta 4: świnki morskie mają najsłodsze pyszczki na świecie.

Zwłaszcza te puchate. Ten punkt nie podlega dyskusji i nie potrzebuje uzasadnienia. Tak po prostu jest.

Następna część wpisu, kiedy wyartykułuję z siebie kolejne zalety.:)

środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

W imieniu swoim oraz moich dziewcząt chciałabym życzyć wszystkim moim czytelnikom (niezależnie od ilości nóg;)) Wesołych i Radosnych Świąt Bożego narodzenia.

*tutaj świnki chórem wykwikują kolędy*


środa, 9 grudnia 2015

[Z życia chlewika] Historia pewnej podróży, czyli jak się kroi świnkę

Jak wiedzą ci, którzy zaglądają na fejsikowego funpiga moich świnek, niedawno musieliśmy inwazyjnie zadbać o zdrowie Skuld. Ponieważ sama nie mogłam się tym zająć (ktoś musi pracować na karmę i plasterek ogórka) relację z podróży zda Luby.:)

,,Tam i z powrotem, czyli wielka wyprawa Skuld”
Pióra Lubego

Widok przedoperacyjny.
Wszystko zaczęło się od tego iż u maleńkiej Skuld pojawił się problem ze zdrowiem. Rzęsy, których nie powinno w ogóle tam być rosły sobie w najlepsze i drażniły oko. Doszło do tego iż nastąpiło przedziurawienie rogówki i zakażenie. Po wizycie u naszego weterynarza, mała dostała antybiotyk, a my podjęliśmy decyzję, iż trzeba wyleczyć naszego świniełka. Takie wady leczy się chirurgicznie. U gryzoni jest to o tyle kłopotliwe, że w małych albo średnich miastach praktycznie nie ma przychodni o odpowiednim wyposażeniu do tak koronkowej roboty (w końcu różnica rozmiaru między okiem np. kota a okiem dwumiesięcznej świnki jest znaczna). Okazało się że odpowiednio wyposażona i obsadzona przychodnia dla zwierzaków małych i dużych znajduje się w sąsiednim mieście.

Roku pańskiego bieżącego, dnia 30 listopada u zarania dnia Skuld zakomenderowała: „Duży, transport i kurs Gdynia!”. Cóż było robić pognaliśmy na dworzec i w pociąg, telepiąc się regionalem. Dzielna wędrująca Skuld przemierzała przestrzeń w luksusowo wyposażonym w sianko, ogórek i ciepłą puchata norkę transporterze. Trzeba przyznać, że mała cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, jako iż świniełkiem była, a nie kotem (transporter mamy koci, coby się wszystkie trzy panny w razie potrzeby w nim mieściły). Ludzie bardzo ciepło na nią reagowali. Cóż, jeden minus takiej jazdy to hałas, była nieco wystraszona na początku.


Dotarliśmy w końcu do przychodni, gdzie oprócz nas czekało wiele, wiele psów ras różnych (a nawet i żadnych;)). Po chwili czekania i krótkiej rozmowie z panią weterynarz oraz wypełnieniu papierka ze zgłoszeniem, przybył nasz chirurg, mała nie była zbyt zachwycona obcym. Lekarz obejrzał małą Skuld, spytał dla pewności które oczko do remontu. Ocenił że świniełek ma przede wszystkim entropium i wielorzędowość rzęs. Zapytał o antybiotyk podawany na zakażenie. Zbadał ogólnie naszego podróżnika, nadal niezbyt zadowolonego nowym miejscem. Okazało się, iż jest zdrowa jak rydz i waży odpowiednio jak na swój wiek. Podsumował, że zabieg będzie krótki i że narkoza podana będzie tuż przed zabiegiem, by mała była jak najkrócej na tej chemii. Skuld powróciła do swej plastikowej twierdzy, do bezpiecznej norki. Pani weterynarz odebrała transporter z nią i poinformowała mnie, iż mają dziś w planach kilka drobnych i jeden poważniejszy zabieg więc mała będzie operowana koło godziny 14:00.

Muszę przyznać że przychodnia ma naprawdę świetnie wyposażoną salę operacyjną i doświadczonych chirurgów. Pozostało mi czekać, aż przyjdzie czas na Skuld. W miedzy czasie przewinęło się morze psów, z których właścicielami miałem okazję zamienić parę słów. Był na przykład mieszaniec w typie labka, uczulony na kurz, dodatki do karmy, trawę i drzewa. Właścicielka była z nim na odczuleniu i biedak troszkę się męczył. Czas mijał, tik tak tik tak, aż nadszedł czas na Skuld. Zaraz po tym, jak drzwi gabinetu się za nią zamknęły, dobiegł mnie głośny oskarżycielski kwik oburzenia i obrazy majestatu - dostała zastrzyk ze znieczuleniem i przeciwbólowy. Zabieg trwał około 40 minut, a potem podano małej środek wybudzający. W kwadrans potem poproszono mnie do gabinetu. Mała była cała rozdygotana po środku, ale dowiedziałem się, że jest to normalna u tak małego zwierzaka reakcja mięśniowa na narkozę. Pan doktor przekazał mi, iż zabieg przebiegł bez komplikacji, oczko działa normalnie i nigdy więcej nie powinien wystąpić problem z nieszczęsnymi rzęsami. Mała Skuld, gdy podniosłem ją z transportera by zobaczyć jej szwy, od razu obwąchała swego człowieka i chciała schronić się pod bezpieczną przystanią kurtki. Przekazany zostałem do pani weterynarz założyła małej kartę, wypisała zalecenia dla rekonwalescentki, przygotowała dwie strzykawki ze środkiem przeciwbólowym na kolejne dwa dni oraz przekazała, by zakraplać antybiotyk na wszelki wypadek jeszcze przez tydzień, a po 10 dniach udać się na zdjęcie szwów już do naszego weta, a po powrocie zachęcać Skuld do jedzenia (no, to akurat nie było specjalnym wyzwaniem).


Dzielna, mała, rozdygotana Skuld ułożona została delikatnie w puchatej norce i zabezpieczona do podróży powrotnej.

Dzięki znanej właściwości PKP zwanej szerzej jako opóźnienie udało nam się złapać pośpiech do naszego miasta (my byliśmy później, on był później, wiecie, jak jest). W drodze powrotnej Skuld była osowiała i mocno wystraszona ale poprawiało jej się coraz szybciej. W przedziale za towarzysza miałem emerytowanego lekarza, szalenie miła i inteligentna osoba. Bardzo ciekawiło go puchate stworzonko i zadawał wiele rzeczowych pytań, podsumował cała naszą rozmowę tym, że to wspaniale, że są ludzie, którzy tak dbają o zwierzaki.

W dwanaście godzin niemal, co do minuty od startu naszej wyprawy stanęliśmy w Shire naszym domku. Mała, cała i zdrowa, zajęła się pałaszowaniem swych ukochanych przysmaków i zdrowieniem na potęgę. Po dziś dzień ma się dobrze.

środa, 2 grudnia 2015

[Recenzja] Zielnik Szczęśliwego Gryzonia

Od niedawna na rynku dostępne są produkty całkiem nowej, polskiej marki, czyli Zielnik Szczęśliwego Gryzonia. Można je nabyć na stronie producenta, ale także w kilku innych sklepach internetowych i stacjonarnych. Firma oferuje przeróżne suszone dodatki do diety gryzoni - ziołowe, owocowe i warzywne.

Obecnie mamy już dostępną całkiem szeroką ofertę - można się z nią zapoznać na linkowanej wyżej stronie. Suszonki do każdego zamówienia są zawsze pakowane tuż przed wysyłką i powiem wam, że to robi różnicę. Mieszanki mają intensywny aromat, co nie zawsze da się powiedzieć o produktach konkurencyjnych firm. Zioła (i inne rzeczy też, ale żeby się nie powtarzać, będę od teraz pisać o ziołach. Miejcie w pamięci, że mam na myśli wszystkie produkty) można też zamówić w różnych rozmiarach opakowań i obowiązuje przy tym zasada, że więcej kosztuje mniej za jednostkę masy. Dla mnie to genialny pomysł, bo niektóre suszki zdecydowanie za szybko się kończą, a po co mam zamawiać kilka opakowań, kiedy można jedno większe (nawet do 1kg).


Trochę mniej entuzjastycznie jestem nastawiona o opakowań. To typowe foliowe woreczki, tyle że zamykane klejącą tasiemką. Osobiście nie lubię tego rozwiązania, bo praktycznie zawsze przestaje działać zanim opakowanie zostanie opróżnione. O ile jeszcze przy większych opakowaniach Zielnikowych ziółek sprawdza się nieźle, to przy mniejszych już dość kiepsko - klejąca strona taśmy prędzej czy później (raczej prędzej) zahacza o papierową etykietę produktu i odrywa jej fragmenty,  tracąc całą przyczepność. Ale być może to ja jestem jakaś nieogarnięta i notorycznie psuję zamknięcie. 


Sama zawartość woreczków jednak prezentuje się znakomicie - ziółka są aromatyczne, chrupiące i idealnie ususzone, kwiaty barwne a granulowane przekąski o odpowiedniej konsystencji. Jedyna ich wada to to, że jak na gust moich prosiaków są trochę za mocno rozdrobnione. Poza tym wszystkie zioła zbierano na terenach, gdzie nie stosuje się chemicznych środków ochrony roślin i nawozów.

Miałam okazję przetestować kilka produktów, o których wam opowiem.


Uzupełniająca mieszanka ziołowa dla gryzoni
Wspaniale pachnąca (w moim przypadku głównie miętą), czternastoskładnikowa mieszanka ziół. Wszystkie składniki mają świetnie zachowane kolory (co widać zwłaszcza po płatkach kwiatów). Niestety, jak na gust moich wybredów są zbyt rozdrobnione - i to jest ich subiektywna opinia. Dlatego najpierw wyjadają większe kawałki, ze szczególnym upodobaniem do liści brzozy. W porównaniu z innymi mieszankami ma bardzo bogaty skład i bardzo atrakcyjną cenę.:)


Suszona melisa
Okazała się absolutnym hitem. Dziewczynom nie przeszkadzało nawet to, że zioło jest w dość drobnych kawałkach - spałaszowały wszystko do czysta, ku mojemu zaskoczeniu. Nigdy nie widziałam, żeby jakaś suszka tak bardzo im smakowała. Zielnikowa melisa to zioło dość objętościowe - 50g to niby niewiele, ale zajmuje spory woreczek i wystarczy na dłużej. Poza tym ma działanie uspokajające (przydaje się nerwowym gryzoniom, a większość gryzoni ma nerwowość i płochliwość w naturze), przeciwbakteryjne i wspomaga trawienie.


Suszona jeżówka purpurowa
Kolejne suszone ziółko w ofercie. Jeżówka wspomaga odporność, co jest szczególnie przydatne świnkom morskim, jako zwierzakom nie wytwarzającym witaminy C (która wiadomo, też wspomaga odporność). Wspaniale pachnie (trochę jak herbata), jednak nie podbiła serc moich dziewczyn. Również jest dość drobno zmielona i raczej ciężka.


Suszony kwiat hibiskusa
Prezentuje się pięknie - intensywna, bordowa barwa, doskonale zachowany kształt płatków, mocny zapach. Zawiera również sporo witaminy C i wspomaga trawienie. Niestety, moje dziewczyny głęboko wzgardziły, po prostu nie przepadają za płatkami kwiatów. Szkoda.;(


Suszony kwiat nagietka
Ma formę całych, doskonale zachowanych kwiatostanów i jest przyjemnie żółty. Nagietek ma działanie między innymi antybakteryjne. I o dziwo, jest jedynym kwiatem, którym moje świnki nie gardzą (święto lasu normalnie).


Brykiet z lucerny
Kolejne odkrycie. Brykiet to sprasowana w formie grubych, krótkich wałeczków suszona lucerna. W porównaniu z przekąskami Brita, które o tej pory podawałam, jest mniej sucha i chrupka, ale dużo cięższa i można w niej rozróżnić fragmenty roślin. Brykiet jest dość kruchy, więc żaden gryzoń nie powinien mieć problemu z rozdrobnieniem go. Moje dziewczyny uwielbiają lucernę, brykiet tez pokochały.


Granulat owocowy
Kolejny hit. Granulat zawiera różne owoce, między innymi aronię i dziką różę - owoce, które zawierają dużo witaminy C tak potrzebnej świnkom, a których moje panny nie chcą tknąć. W granulacie im nie przeszkadza, wcinają aż miło. A to znaczy, że produkt idealnie nadaje się do przemytu nielubianych owoców.;) Brykiet występuje w dwóch rozmiarach: 8 i 6 mm, tak więc można go sobie dobrać do wielkości zwierzęcia. Jest jednak bardzo twardy, co z jednej strony sprawia, że nie kruszy się w transporcie, ale z drugiej stwarza pewne trudności młodym zwierzętom. Skuld miała problemy z uszczknięciem czegoś dla siebie, ale Momo jadła bez problemu.


Suszona skórka owocu dzikiej róży
Bardzo fajna rzecz, zawiera dużo witaminy C. Ma atrakcyjną formę, ponieważ skórki nie są pokruszone, a wygadają jak miseczkowate połówki. Niestety, moje zwierzaki pałają awersją do dzikiej róży.

Suszona bulwa topinamburu
Zielnikowy topinambur ma formę schludnych plasterków, na których każda warstwa bulwy jest widoczna. Są chrupkie i pięknie ususzone, poza tym ułatwiają trawienie i większość świnek za nimi przepada. Moje niestety nie.

Taki pyszny brykiet.
Podsumowując:
Z pewnością kupię jeszcze melisę, granulat owocowy i brykiet lucernowy, być może dobiorę coś jeszcze. Plusami produktów Zielnika Szczęśliwego Gryzonia jest cena, jakość i możliwość zakupu w rużnej wielkości opakowaniach. Polecam.